USUŃ NA 24H
MENU LIGOWE
POZIOMY ROZGRYWEK
AKTUALNOŚCI
ROZGRYWKI
STATYSTYKI
FUTBOL.TV
TURNIEJE
WYWIADY
Puchar Fanów
GALERIA
Ekstraklasa
1 Liga
2 Liga
3 Liga
4 Liga
5 Liga
6 Liga
7 Liga
8 Liga
9 Liga
10 Liga
11 Liga
12 Liga
13 Liga
14 Liga
Menu podręczne
Menu podręczne - 12 Liga
Relacje meczowe: 12 Liga
2024-04-21 - Niedziela
Kolejka 12
ID
Godzina
Gospodarz
Wynik
Gość
Raport
1
08:00
( 3 : 1 )
11 : 3
Raport

     

Ekipę WEiTI mieliśmy okazję oglądać pierwszy raz na Arenie Grenady w tym sezonie. Nie wiedzieliśmy do końca czego się spodziewać, zwłaszcza że nominalni goście musieli stawić czoła nie tylko rywalowi, ale też dwóm innym czynnikom. Pierwszy to przestawienie się z boiska na AWFie, które jest troszkę mniejsze niż na Grenady, a drugi to gra bez zmian. Szczególnie ten drugi element budził niepokój, bo Lisy bez Polisy to ekipa wybiegana i wiedzieliśmy, że zwłaszcza w drugiej połowie kłopoty kondycyjne WEiTI mogą się pogłębić. Zanim jednak do tego doszło, oglądaliśmy naprawdę niezły mecz. Już na początku obydwaj bramkarze byli często zatrudniani do pracy i chociaż to gracze WEiTI za sprawą ładnej główki Jana Jędrzejewskiego objęli prowadzenie, to potem inicjatywę przejęli rywale. I udokumentowali ją aż trzema trafieniami w bardzo krótkim okresie, z czego dwa była naprawdę zacnej urody. Wynik 3:1 pozostał końcowym w 1.połowie i trudno było sobie wyobrazić, że nagle doświadczymy tutaj jakiegoś zwrotu akcji. Zawodnikom WEiTI nie można odmówić chęci. Co więcej – trzeba im oddać, że to drużyna dużo biegająca, walcząca, która cały czas wierzyła, że złapie wiatr w żagle. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Przeciwnicy grający naprawdę bardzo zespołowo (o czym świadczy fakt, że aż ośmiu z nich zapisało na swoje konto gola lub asystę) spokojnie powiększali swoją przewagę, a w końcówce mecz nabrał jednostronnego wymiaru i wynik finałowy to aż 11:3. Ale w żadnym stopniu nie oddaje on przebiegu spotkania, bo to wcale nie był łatwy mecz dla Lisów. Tym bardziej trzeba docenić ten sukces, bo pozwolił on zbliżyć się do niedzielnych rywali w tabeli i wciąż liczyć się w grze o brąz. WEiTI musi z kolei mieć się na baczności i zadbać przede wszystkim o szerszą ławkę w kolejnych meczach. Bo ta drużyna umie grać w piłkę, dlatego nie może sama się pozbawiać atutów, jak miało to miejsce w niedzielny poranek.

2
09:00
( 7 : 2 )
14 : 5
Raport

     

W tym spotkaniu, zgodnie z naszymi przewidywaniami, niespodzianki nie było. Gorillaz niemal od samego początku byli drużyną kontrolującą przebieg gry, choć pierwsze pięć minut nie zwiastowały pogromu, który gospodarze ostatecznie zgotowali swoim przeciwnikom. W 6 minucie wynik otworzył Julek Radziszewski, który popisał się pięknym strzałem z dystansu i zapakował piłkę do siatki przy samym słupku. Dwie minuty później Julek podwyższył prowadzenie swojej drużyny, a w 13 minucie było już 3:0 po trafieniu Olka Florczuka. Na chwilę Wszedło wróciło do gry, kiedy w 14 minucie piłkę z rzutu rożnego wyłożył Daniel Kowalski, a bramkę zdobył Kacper Pacholczak. Niestety przebłysk gości zgasł bardzo szybko, a Gorillaz jeszcze przed przerwą wypracowali sobie potężną przewagę 7:2. Druga połowa rozpoczęła się od gola Jakuba Wrzoska i Wszedło zmniejszyło stratę, ale od tego momentu dominacja Essing Gorillaz była już bezdyskusyjna, momentami ocierając się wręcz o deklasację. Ekipa Filipa Wolskiego było lepsza w każdym aspekcie gry i w niecałe pięć minut przebiła granicę dwucyfrowej liczby goli, a napastnicy gospodarzy nie zamierzali się zatrzymywać. Szczególnie aktywni w tym meczu byli Filip Wolski, Julek Radziszewski, Olek Florczuk i Kuba Skwirtniański, którzy solidnie podreperowali statystyki indywidualne, a i Alan Długołęcki zaliczył cztery asysty. Dzięki gładkiemu zwycięstwu Gorillaz utrzymali pozycję lidera i udowodnili, że zeszłotygodniowa porażka była tylko wypadkiem przy pracy i ekipa ta wciąż ma chrapkę na zdobycie mistrzostwa 12.ligi w swoim debiutanckim sezonie.

3
12:00
( 3 : 5 )
5 : 10
Raport

     

Spotkania na szczycie rządzą się swoimi prawami. Takowy mecz mieliśmy okazję obserwować minionej niedzieli, kiedy to faworyzowane FC Warsaw Wilanów grało ze Sportano Football Club. Obydwie ekipy dzieliła relatywnie spora różnica punktów, jednakże wiemy, iż prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym nie jak zaczynają, ale jak kończą. Strzelanie rozpoczęli nominalni goście, którzy po dość chaotycznej akcji zdołali wyjść na prowadzenie. Należy podkreślić ponadto, że spory udział przy tej akcji miał bramkarz, Maciej Dobrowolski, który kapitalnym podaniem obsłużył swojego kolegę, Piotra Wdowińskiego. W dalszych fragmentach coraz wyraźniej malowała się przewaga graczy w czerwono-żółtych trykotach. Ich gra widocznie pogorszyła się natomiast przy cztero-bramkowej przewadze. Od około 20 minuty to właśnie rywale przejęli inicjatywę. Udało im się doprowadzić do stanu 3:4, lecz tuż przed przerwą Jakub Świtalski pokonał bramkarza Sportano, umacniając prowadzenie ekipy z Wilanowa. Po zmianie stron gra wyglądała w niemalże identyczny sposób. Ofensywne zakusy Sportano bardzo często rozbijały się o żelazną defensywę przeciwników. Spore problemy z ustabilizowaniem formy miał ponadto lider i główny motor napędowy Sportano, czyli Filip Motyczyński. Oczywiście w jego grze widać było przebłyski, ale na tle Karola Kowalskiego z FC Warsaw Wilanów, wypadł dość blado. Mimo wszystko było to kapitalne widowisko, które finalnie zakończyło się pewnym zwycięstwem gości, w stosunku 5:9.

4
13:00
( 2 : 0 )
5 : 5
Raport

     

Porażki Sportano i Weiti były najlepszymi wynikami dla Shitable, które miało szansę zbliżyć się do tych zespołów, a tym samym również do najniższego stopnia podium na 2 punkty. Obie drużyny były sprawcami nie lada niespodzianek w poprzedniej kolejce, dlatego spodziewaliśmy się całkiem ciekawego widowiska z obu stron. I tak było, choć samo spotkanie bardzo długo się rozkręcało. Przez większą część pierwszej części utrzymywał się wynik bezbramkowy, choć chęci do atakowania nie brakowało z obu stron. Strzelecki impas w końcu przełamał Yevheni Kovnat, wyprowadzając Shitalbe na prowadzenie, a tuż przed przerwą na 2:0 podwyższył Ivan Kirianov i takim wynikiem zakończyła się pierwsza część. Po zmianie stron znów skuteczniejsi byli gospodarze podwyższając prowadzenie na 3:0, a co więcej - to prowadzenie mogło być jeszcze wyższe, bo kilka sytuacji gospodarze jeszcze mieli. Ajaks, choć przegrywał, nie odstawał znacząco od rywala, natomiast potrzebował impulsu czy też kogoś, kto da sygnał do odrabiania strat. Takim zawodnikiem był Bartek Kopacz, MVP poprzedniej kolejki, który dał swojemu zespołowi premierową bramkę. Chwilę później mieliśmy już 3:2 i nagle, w dosłownie minutę, wypracowana przez Shitable przewaga stopniała do jednego trafienia. W tym momencie spotkanie nabrało niesamowitego tempa, bo za chwilę uzyskaliśmy odpowiedź gospodarzy, którzy znów wyszli na dwubramkowe prowadzenie, lecz nie cieszyli się z niego zbyt długo, bo za moment sędzia wskazał na wapno dyktując rzut karny dla Ajaksu. Do „jedenastki” podszedł Bartek Kopacz i pewnie umieścił piłkę w siatce, doprowadzając do stanu 4:3. To dodało Ajaksowi wiatru w żagle, bo w mgnieniu oka wyrównali, a nawet wyszli po raz pierwszy w tym meczu na prowadzenie! Gospodarze jednak zebrali się w sobie i uratowali punkt w tej rywalizacji, która zakończyła się wynikiem 5:5. Remis wydaje się dość sprawiedliwym rezultatem, bo obie drużyny prezentowały podobny poziom, choć to Shitable powinno mieć większy niedosyt, bo to oni roztrwonili trzybramkową przewagę.

5
18:00
( 2 : 0 )
3 : 2
Raport

     

Jesienne spotkanie między NieDzielnymi a AFC Niezamocni zakończyło się remisem. Biorąc to pod uwagę, jak również widząc, że te zespoły są dość blisko siebie w tabeli, liczyliśmy na ich kolejny wyrównany mecz. Oczywiście doświadczenie przemawiało za nominalnymi gospodarzami, ale widzieliśmy już raz Niezamocnych na Arenie Grenady i skoro potrafili postraszyć tutaj Lisy bez Polisy, to czemu mieliby tego nie powtórzyć. No ale początkowo się na to nie zapowiadało. Pierwsza połowa padła łupem NieDzielnych, którzy objęli prowadzenie, a w samej końcówce zdobyli gola na 2:0, gdy Arek Lenart podał do Mateusza Niewiadomego, a ten dopełnił formalności. Myśleliśmy, że ten gol trochę zdeprymuje Niezamocnych, którym ciężko będzie odwrócić losy spotkania. Jednak im dłużej ten mecz trwał, tym przegrywający coraz odważniej zdobywali teren i zapewniali pracę bramkarzowi rywali, Marcinowi Aksamitowskiemu. Ten jednak spisywał się bez zarzutów. Przełamanie przyszło po stałym fragmencie gry – Łukasz Syrek zagrał z rzutu rożnego do Dawida Brzoskowskiego, a ten celnym strzałem zmusił do kapitulacji golkipera oponentów. To trafienie jeszcze bardziej zachęciło AFC do ataków. Za chwilę powinno być 2:2, lecz Marcin Aksamitowski tylko w sobie znany sposób odbił piłkę po strzale z rzutu wolnego Dawida Brzoskowskiego, gdzie futbolówka zaliczyła jeszcze po drodze nieprzyjemny rykoszet. Co się jednak odwlekło, to nie uciekło. W roli głównej ponownie kapitan Niezamocnych, który skorzystał z bezpańskiej piłki w okolicach pola karnego i po raz drugi pokonał strażnika świątyni NieDzielnych. Zapachniało więc niespodzianką. Ostatnie słowo należało jednak do ósmej drużyny w tabeli. Po tym, jak żółtą kartkę w obozie AFC zobaczył Dawid Antoniak, rywale otrzymali doskonałą okazję, by wykorzystać grę w przewadze i zdobyć kluczowego gola. I tak też zrobili. Niezamocni zamiast przypilnować obrony, zostawili w defensywie tylko dwóch graczy, co spotkała się z karą. Po stracie piłki na rzecz oponentów, Arek Lenart wykonał kapitalne podanie do Mateusza Niewiadomego, a ten sprytnym strzałem między nogami bramkarza ustalił wynik spotkania na 3:2. Z perspektywy przegranych na pewno szkoda tej ostatniej sytuacji, bo tutaj można było pokusić się o jeden punkt. Chociaż z przebiegu meczu rezultat jest raczej zasłużony. NieDzielni byli w naszym odczuciu lepsi i dzięki wygranej zmniejszyli dystans do ostatniej, bezpiecznej pozycji w tabeli.

Reklama